niedziela, 13 grudnia 2015

| 01 | Rozdział I | Miranda's Psycho Hospital





Miesiąc później
 Ośrodek Psychiatryczny Silverstone 

Wiele razy słyszała o tym, jak uciążliwa jest samotność. Jak powoli niszczy ludzi, zostawiając jedynie oszalałe cząstki, których nigdy nie było. Samotność tworzy potwory, tworzy ciemną stronę człowieka. Powoli doprowadza go do granic wytrzymałości i powoduje najgorsze myśli.
Kołysała miarowo ramionami w tył, w przód, w tył, w przód, aby choć trochę uspokoić zszargane nerwy od siedmiu dni bez najmniejszego kontaktu z człowiekiem. Jej jedyną atrakcją była szara obdrapana ściana, jednak nawet ona nie potrafiła sprawić, że dziewczyna się uspokoi.

W przód,w tył

Zawsze myślała, że jest normalna. Nie rozumiała schorzeń umysłu u chorych psychicznie, zamykanych w ośrodku psychiatrycznych. Nawet w najgorszych koszmarach nie przewidywała sobie, że sama w czymś takim wyląduje. Teraz wiedziała, że ludzie sami nie są chorzy, że to inni to powodują.

W przód, w tył.

Złapała oddech, licząc sekundy, kiedy wypuści powietrze z spierzchniętych ust. Cztery sekundy, aby po chwili znowu poczuć tlen w płucach. Każdy człowiek uzależniony jest od tlenu. Papierosy to złe uzależnienie, ale to powietrze najbardziej uzależnia. Bez niego nie przetrwasz, nikt nie przetrwa. Nawet twój demon.

W przód, w tył.

Po raz pierwszy poczuła się, jak wariatka.

W przód, w tył.

Niech mnie ktoś stąd zabierze... - wymamrotała, zamykając oczy, z których wydostało się parę łez.

* * *

- Może zacznijmy od nowa. - zaproponowała, zanurzając wargi w gorącej cieczy, która miała pobudzić jej zmysły. Uniosła wzrok na dziewczynę siedzącą naprzeciwko niej. Wydawała się być zamyślona, w ogóle nie zwracając uwagi na Katherine. Psychiatra westchnęła, wstając z miękkiego fotela i zaczynając przechadzać się po dość przytulnym gabinecie.

- Nazywam się Eva Walker, mam dwadzieścia trzy lata i zostałam skazana pół roku w ośrodku psychiatrycznym wraz z specjalną opieką specjalistycznego psychiatry Katherine Zegers. - powtórzyła, jak mantrę, po raz dziesiąty podczas tego spotkania. To było jedyne zdanie, które wychodziło z jej ust. 

- Byłam na rozprawię. - odezwała się, zwracając uwagę dziewczyny, która pierwszy raz odkąd jest w gabinecie uniosła wzrok na lekarkę. W jej oczach pojawiła się tak żałosna nadzieja, że Kat miała ochotę zapaść się pod ziemię, ponieważ z tym wyskoczyła. Na Boga, jest psychiatrą i powinna umieć sformułować wypowiedź tak, aby niepotrzebnie nie rozbujać emocji człowieka!

- W takim razie zdaję sobie Pani sprawę, że nic więcej nie powiem. - odwróciła wzrok, pocierając ramionami kościstymi palcami.

Katherine westchnęła, szukając rozsądnego powodu, aby zatrzymać dziewczynę na dłużej, jednak zegar w rogu sali boleśnie uświadomił ją, że wizyta Evy już się zakończyła. Poprawiła delikatny materiał jedwabnej, białej koszuli, idealnie układającej się na jej drobnej talii i  nacisnęła na czerwony przycisk pod jej biurkiem.

- Twoja wizyta dobiegła końca.  Przypiszę ci środki nasenne, które odbierze twój strażnik. W razie problemów kieruj się do niego, a on przyprowadzi ci do mnie. Dziękuje za rozmowę. - uśmiechnęła się delikatnie, podając jej rękę i potrząsając jej kościstą ręką. Jeżeli zwykły kontakt jej nie pomoże, Kat uzyska od niej informację, traktując ją, jak zdrową.

Drzwi uchyliły się pod wpływem nacisku wysokiego blondyna. Jego bladoniebieskie tęczówki uważnie przeszły po gabinecie psychiatry, aby sprawić, czy nic nie doszło do uszkodzenia. Przerwało mu nerwowe odchrząknięcie kobiety, która niecierpliwie poruszała nogą do przodu, aby przyśpieszyć działania Alexa.

Skinął głową i podszedł do nieruchomej na krześle dziewczyny, aby delikatnie chwycić jej ramię i pomóc jej wstać. Jego brwi zmarszczyły się, kiedy wyczuł wszystkie wystające kości. Będzie musiał udać się do pielęgniarek, aby przypisały jej specjalną dietę. Pomógł jej wyjść z gabinetu, żegnając się z brunetką.

W pewnym momencie Katherine opadła na miękki fotel, w duchu dziękując, że jej pacjentka trafiła na najmilszego strażnika w tym miejscu. Inaczej to miejsce, by ją wykończyło, tak, jak zaczynało z Panną Zegers.


* * *

W drodze przez korytarz Alex ostrożnie stawił kroki, opatulając ramionami sztywną, przerażoną dziewczynę. Jego roztrzepane blond włosy w pewnym momencie wydawały mu się zaskakująco ciekawe, co zapewne było powodem ciszy, jaka panowała pomiędzy nimi.

- Nie jesteś zbytnio rozmowa, co? - zagadał, zastanawiając się, jakie schorzenie ma dziewczyna. 

Zadrżała, kiedy do jej słuchu dotarły głośne, żałosne jęki, wydostające się z izolatki. Przeniosła przestraszone spojrzenie czekoladowych tęczówek na mężczyznę, jakby miał sprawić, że pacjent poczuje się lepiej, jednak ten po prostu wzruszył ramionami.

- Jak możecie być tacy obojętni na ich cierpienie. - wymamrotała pierwszy raz, zaskakując strażnika. Powoli zaczynał myśleć, że trafił na głuchoniemą. 

- Oni nie chcą pomocy. - Odezwał się po minucie ciszy i błądzeniu po długich korytarzach.

- Każdy chce pomocy, po prostu nie każdy zdaję sobie z tego sprawę. - wyłkała cicho, chcąc, jak najszybciej znaleźć się w zamkniętym pomieszczeniu. 

- Nie jesteś chora, prawda? - Zmarszczył brwi, czując coraz większe zainteresowanie dziewczyną, jednak ta przez resztę drogi pozostała cicho. Kiedy stanęli przed pokojem numer dziewięćset osiemdziesiąt cztery, powoli zaczął otwierać metalowe drzwi. Ostatni raz spojrzał na delikatną twarz dziewczyny, po czym wpuścił ją do izolatki.

* * *

Jęknęła niezadowolona, kiedy plastik wbił jej się w delikatną strukturę dłoni. Obiecała sobie, że już nie będzie się męczyć z ciężkimi zakupami tylko zacznie zamawiać przez internet, jednak jej obietnice zawsze spływały w dalszy kąt, kiedy po pracy chciała się zrelaksować.

Niestety w jej życiu nie było żadnych kolorowych poniesień spontaniczności, a wszystko było poukładane i nudne. Czasami słuchając opowieści swoich pacjentów wyobrażała sobie piękne, chwile, pełne romantyczności i roziskrzonych spojrzeń, które nagle zostają przerwane, powodując schorzenia umysłu, jednak zaraz przestała, mając przed sobą twarz swojego narzeczonego.

Kiedy w końcu doczołgała się do domu, odstawiła siatki na blat, aby włożyć rękę pod zimną wodę i dać sobie chwilę ukojenia, po ciężkim marszu z kilogramami w rękach. Zaczerwienia zniknęły, a brunetka z głośnym westchnięciem zajęła się swoim domowym obowiązkiem, jakim jest przygotowanie obiadu.

- Znowu siedziałaś w pracy dłużej, niż powinnaś.

Podskoczyła, kiedy za plecami usłyszała niezadowolony głos, delikatnie zachrypnięty, mocno naciskający na sylaby. Przymknęła na chwilę oczy, aby się uspokoić po dziwnej niespodziance Zayn'a.

- Dostałam nową pacjentkę, myślałam, że zostałeś o tym poinformowany. - wymamrotała, odwracając się z przepraszającą miną.

Zdenerwowanie jej narzeczonego powoli mijało, co sprawiło, że powoli podszedł do Katherine i przyciągnął ją do swojego ciała. Dziewczyna chciałaby znowu poczuć te iskierki, jakie kiedyś czuła, kiedy mężczyzna ją przytulał, jednak teraz nic nie czuła, oprócz zgubnego poczucia bezpieczeństwa.

- Mogłaś zadzwonić. - wymamrotał, składając pocałunek na jej zimnym czole.

- Myślałam, że pracujesz, a przecież wiesz, jak nie lubisz, kiedy ci się w niej przeszkadza. -  mruknęła żałośnie, chcąc po prostu skończyć obiad i móc uciec od tych wszystkich kłamstw, jak najdalej, ale nie mogła. Za dużo w jej życiu liczyło się z Malikiem, aby mogła zrezygnować.





1 komentarz:

  1. Bardzo mnie zaciekawiłaś. Czekam na dalsze rozdziały! Pozdrawiam, Weronika xx

    OdpowiedzUsuń